Info

avatar
Autorem tego bloga jest doktorno z Dominą z miejscowości Bystra. Zapisaliśmy tutaj do tej pory ponad 3903.47 kilometrów w tym 2976.82 w terenie. Nasza prędkość średnia to 9.50 km/h.

Więcej o nas.

Od 15.08.2012 było czytań:


monitoring pozycji


Statystyki zbiorcze na stronę


baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy doktorno.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Trasy

Dystans całkowity:1640.33 km (w terenie 1182.32 km; 72.08%)
Czas w ruchu:145:39
Średnia prędkość:10.01 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:39913 m
Maks. tętno maksymalne:180 (100 %)
Suma kalorii:4200 kcal
Liczba aktywności:46
Średnio na aktywność:35.66 km i 3h 23m
Więcej statystyk

DANE WYJAZDU:


Dystans: 0.00 km
W terenie: 0.00 km
Czas jazdy: h
Prędkość śr.: km/h:
Pr. maks.: km/h
Temperatura: st. C
Suma podjazdów: m
Na rowerze:

Big wheel keep on turning, Proud Mary keep on burning

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 0


Duckridersi sprawdzają co w Kasinie Wielkiej w bikeparku od Arka Perina. Ale to nie było takie tylko jeżdżenie, bo ileż można jeździć w górę wyciągiem i na dół rowerem? Dzień? Dwa? Pojechaliśmy się szkolić obozowo. Okazało się, że trafiliśmy na obóz downhillowy. Buhahaha....
I cóż można powiedzieć? Nie wszystkie trasy w Kasinie są już gotowe. B-Line jest trudna jeśli myśli się o skokach i lotach. Famili już trochę rzygam. DZika jest doskonała. DH Mix też robi robotę :-). Kolega Jacek Gardoń jest chyba miłośnikiem zakrętów, bo tresował nas na nich bez litości, ale instruktorem jest profesjonalnym. Jego cierpliwość i fachowość doceniamy, bo spędziliśmy wspólnie na jeżdżeniu w dół 5 dni. Slalomy, pieńki, małe skoki, pumptrack... fajnie było i owocnie. A poza wszystkim rowerowym, największe podziękowania należą się Kaśce z Kasina Wielka 273. 6 dni nas żywiła, nocowała, znosiła i przede wszystkim opiekowała się Sigmą. Wielkie dzięki!



Do oglądania zdjęć zapraszam: KLIKNIJ

Kategoria Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 0.00 km
W terenie: 0.00 km
Czas jazdy: h
Prędkość śr.: km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: st. C
Suma podjazdów: m
Na rowerze: SJumper 29

Summertime, and the livin' is easy

Niedziela, 23 lipca 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 0


Drugi raz w tym miejscu, lecz tym razem bardziej Livigno niż Bormio. Panoramica na start, ale tym razem zapamiętam bikepark Mottolino i Bormio 3000. W Mottolino zrobiliśmy 50 km zjazdów i to głównie dlatego,m że starliśmy klocki :-). I był to też pierwszy  daleki wyjazd .... Duckridersóóóów!!! I już nie na stumpjumperach...



Zapraszam do obejrzenia zdjęć z wyjazdu: KLIKNIJ

Kategoria Daleko, Trasy, Z pamięci


DANE WYJAZDU:


Dystans: 80.00 km
W terenie: 30.00 km
Czas jazdy: 05:00 h
Prędkość śr.: 16.00 km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: 28.0 st. C
Suma podjazdów: 1500 m
Na rowerze: SJumper 29

Skoro nie BikeAdventure to co ? - Czeska alternatywa

Poniedziałek, 4 lipca 2016 · dodano: 04.07.2016 | Komentarze 5


Skoro nie Bikeadventure to co? Takie pytanie się pojawiło w mojej głowie. Coś z tym trzeba było zrobić, a okazja sama się nadarzyła. Na tą bolączkę zaprzyjaźnieni rowerzyści z Cieszyna mieli receptę. Trzeba było stawić się tylko w Cieszynie ..... skoro świt i dołączyć do wycieczki. A plan był zacny. Przyznaję, że jak na razie przejeżdżanie 50 i więcej kilometrów jakoś nie leży w mojej naturze, zatem wyjazdy z cieszyniakami są, co tu kryć męczące. Niemniej jednak pokusa poznania czegoś nowego, a przecież niemalże za miedzą, była kusząca - doktor tego zupełnie nie rozumie. Panowie znają Morawy całkiem dobrze i zaproponowali nam na początek wyjazd na Javorovy - gdzie panorama ze szczytu bardzo miła dla oka - hmmm, taka swojska Szyndzielnia. Dalej bardzo sympatyczne szlaki szczytami (czerwonym) w kierunku na Slavic. Potem zostaliśmy wywiedzeni czerwonym na Słowacje na swojsko brzmiące miejsce - Biały Krzyż. Plan podobno obejmował podjazd na Łysą ..... asfaltowy, ale na szczęście z niego jakoś gremialnie zrezygnowano. Wobec tego obrano kierunek Moravka i już znanymi chyba tylko naszym przewodnikom asfaltami powrót do Cieszyna. Nie muszę dodawać że Spec nie lubi asfaltów za bardzo i toczy się na nich .... hm majestatycznie.  Raczej trudno byłoby te lokalne dróżki rozpoznać. Ogólnie góry jakieś takie przystępniejsze, przynajmniej trasa zaproponowana przez cieszyniaków. Zobaczymy co Czesi pokarzą na Dirticu... czymkolwiek będzie te 120 km do przejechania .... i czy cieszyniaki nas nie zgubią na pewną śmierć w lesie ;)  - zdjęcia by Kazik.


Kategoria Daleko, Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 100.00 km
W terenie: 10.00 km
Czas jazdy: 06:30 h
Prędkość śr.: 15.38 km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: 17.0 st. C
Suma podjazdów: 1900 m

3 setka w życiu - z MTB Śląsk Cieszyński

Sobota, 2 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 3


Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to to, że wycieczka na którą zostałam namówiona wyglądała jak rodem z PTTK. I w sumie to nawet miłe skojarzenie. Ktoś, komu się chce - chwała mu za to- zaplanował sobie kolejną trasę, skrzyknął towarzystwo, które nie chciało przesiedzieć soboty przed telewizorem i wyruszył.
Zbieranina uczestników bardzo różnorodna - od trekingowców, po wytrawnych górali na fulach (ci ostatni to nieźle musieli się namęczyć na tych swoich maszynkach....). Wiek też zaskakujący, młodzieniaszków nie było, tak to ujmę. Od samego początku panowie - bo poza nami dwiema reszta to panowie - narzucili swoje, jak to powiedzieli, lajtowe tempo.  Moje tętno własne już na początku oscylowało wokół liczby 165 i nie chciało spadać, co nie wróżyło niczego dobrego.  Start ze Skoczowa - kierunek Brenna (nawet nie zdążyłam zapiąć plecaka ;)) przełęcz Karkoszczonka. Na szczęście pod górę jednak w większości towarzystwo butowało. Na górze fotka i jazda pod skocznię. Dalej Matyska, zdobyta po jakichś 2,5h jazdy. Zabrane jedzenie znikało szybciutko, a bidon jakoś tak sechł.
Na szczęście w planie były atrakcje w postaci wizytacji schronów w okolicach Węgierskiej Górki, co oznaczało możliwość złapania oddechu, zapoznania towarzystwa. Następny punkt programu to Koczy Zamek, do którego poprowadzono na początek ciekawym trawersem na stoku Baraniej począwszy od ostatniego bunkra - bodajże Waligóry. Pod Koczy Zamek jakiś dramatyczny podjazd - gdzie moje tętno dobiło do 180, ale na szczęście część towarzystwa postanowiła pod górkę pospacerować. Byli i tacy, wszystkie podjazdy robili  dwa razy.... Podejrzewam jakiś doping. :) Zjazd do Istebnej w okolice znanego z mety jednego odcinka MTB TROPHY
stadionu. Towarzystwo zarządziło postój i obiadek, ufff. Fakt, że jakoś jeszcze trzeba było do tego Skoczowa wrócić nie nastrajał mnie optymistycznie. Na szczęście się udało, trasa interwałowa przez Stecówkę, zjazd bocznymi drogami w okolice stawu w Wiśle i dalej prosto wzdłuż Wisły. Tu znowu panowie postanowili włączyć swoje lajtowe tempo .... wypadało po prostu siąść na kole, żeby to jakoś znieść. Ostatecznie dobiłyśmy do 100km i 1900m w pionie.
Jak dla mnie to raczej wyczyn, mam nadzieje, że takie eventy dla formy na Trophy będą w sam raz :) Zatem pewnie zaciągnę się jeszcze na jakiś. Doktor z niechęcią kręci nosem bo dla niego to nudy na pudy. Dał się udobruchać wyjazdem niedzielnym na Stefankę i zapoznaniem z OS 1 pod starą skocznię, i zapoznaniem, przypadkowym, autora ścieżek rowerowych na Koziej.



Kategoria Koło domu, Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 0.00 km
W terenie: 0.00 km
Czas jazdy: h
Prędkość śr.: km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: 20.0 st. C
Suma podjazdów: m
Na rowerze:

Projekt San Remo 2016 - podsumowanie

Sobota, 26 marca 2016 · dodano: 26.03.2016 | Komentarze 2


Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, zatem i mój długo oczekiwany urlop również. Fakt w tym roku poświęciłam narty na rzecz roweru i muszę powiedzieć - nie żałuję.
Postanowiłam zatem napisać jakieś podsumowanie dla potomnych, a w każdym razie dla tych, którym przez myśl przemknęło by pojeździć gdzieś w marcu na rowerze, najlepiej w jakiejś przyjemnej (patrz ciepłej) miejscówce. I co - San Remo takie właśnie jest. Moje pięć dni jazdy w San Remo i okolicy mogę podsumować pozytywnie. Po pierwsze pogoda, która praktycznie przez cały wyjazd dopisywała, w przeciwieństwie do tego co zastałam w domu - brrr. Palmy, cytryny, pomarańcze - tak sobie rosnące, stanowią miły kontrast do pluchy i śniegopodobnego czegoś. Jazda praktycznie na krótko - to nie może się nie podobać. Niemniej jednak, to na co trzeba być przygotowanym to trudne technicznie trasy. Co więcej Arek wie jak się zjeżdża, a to po czym się zjeżdża w San Remo nie należy do łatwych. W zasadzie trasy które poznałam, no może poza pierwszą - ale to z perspektywy całego wyjazdu, były bardzo wymagające. Teraz mogę się przyznać, że drugiego dnia po przebyciu zaproponowanej trasy poważnie zastanawiałam się nad tym co ja tu robię. Zasadniczo to trafiał mnie przysłowiowy szlag, że ja, stara baba, a nic.... no kompletnie nic. Oczywiście doszłam od razu do wniosku, że na rowerze to ja nie umiem jeździć i nic z tego nie będzie. Na szczęście kolejne podejście (była to trasa nazwana Root Hill w połączeniu z ISOLĄ) trochę mnie udobruchało. Postanowiłam, jako że nie lubię przekraczać tzw. granicy komfortu i nic tego nie zmieni, po prostu po kolei, poszczególne elementy ogarniać. Ta metoda, w moim przypadku najlepsza jak dotąd, sprawdziła się w kolejnych dniach. Większość zjazdów odbyłam na Due Muri - gdzie udało mi się pokonać taką sympatyczną niby ściankę, dalej rock garden, którego moi kompani zjazdowcy pewnie nawet nie zauważali, a kolejny temat który się tam pojawił, to takie progi skalne, które na moim rowerku mogły się okazać za wysokie i coś trzeba było wykombinować. I kolejny rock garden gdzie zjazdowcy po prostu sobie po nim zasuwali, a ja musiałam się nieźle napocić. Towarzystwo następnie przerzuciło się na kolejne - skądinąd malownicze trasy -  Buliosa - na mojej mapce to chyba Antygravity i kolejną - Tubi. Niestety przejechałam je poznawczo po jednym razie... Są jeszcze trudniejsze, najeżone wyzwaniami takimi jak progi, zakręty, stopnie. Za to widokowo są genialne.
Poznałam jeszcze jedną trasę o nazwie Brucatio - w zasadzie można o niej też powiedzieć, że ciekawa, nie jakaś przesadnie trudna, może nawet zaryzykuje stwierdzenie, że najłatwiejsza z tych które poznałam, chociaż zaliczyłam na niej dwie glebki, a to blok się nie wypiął, a to kółeczko podjechało .....ale cały czas się uczę ;-). 
Wszystkie wymienione trasy usytuowane są praktycznie w jednym miejscu i  widoczne są na mapce, która autorzy umieścili na początku każdej. Niemniej jednak na trasach oznaczenia są sporadyczne - nie są to stare dobre Beskidy. Wyjazd na kilka dni w takie miejsce na pewno jest nie lada atrakcją. Taki marny biker jak ja jest po prostu bombardowany wyzwaniami w takim nasileniu, że nawet jak by nie chciał to coś musi wykombinować żeby jednak coś zjechać. Ostatecznie zawarliśmy z Arkiem umowę ;), że ogłoszę pełen sukces z naszego wyjazdu, kiedy zjadę 'Starym Zielony', zatem czekam na pogodę i ostatni sprawdzian. Na razie chodzę sobie po moim lesie i zastanawiam się gdzie sobie pojeżdżę - a to korzonek, a to hopka ....co ten rower z człowiekiem robi... :)

http://www.sanremobikeresort.it/sentieri/mappa_grafica_sentieri.php

Kategoria Daleko, Trasy, Z pamięci


DANE WYJAZDU:


Dystans: 15.00 km
W terenie: 15.00 km
Czas jazdy: 02:30 h
Prędkość śr.: 6.00 km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: st. C
Suma podjazdów: m
Na rowerze: SJumper 29

Twister na niedzielę

Niedziela, 18 października 2015 · dodano: 19.10.2015 | Komentarze 2





Twister dwa razy w niedzielny poranek. O 9.30 głucho, o 12.00 mrowie ludzi. Punkt regulaminu mówi: jeździj w kasku; wszyscy jeżdżą. Punkt kolejny mówi: nie jedź po alkoholu; większość ma w dupie.






Kategoria Trasy, Koło domu


DANE WYJAZDU:


Dystans: 50.00 km
W terenie: 35.00 km
Czas jazdy: 05:00 h
Prędkość śr.: 10.00 km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: 30.0 st. C
Suma podjazdów: 1200 m
Na rowerze: SJumper 29

Skrzyczne w damskim gronie WOW

Sobota, 29 sierpnia 2015 · dodano: 31.08.2015 | Komentarze 0


Kości zostały rzucone... i udało się skrzyknąć panie na wycieczkę, Wszystkie stawiły się karnie, niestety jedną zmogło jakieś nieszczęście (przejściowe) i pozostała w Szczyrku kapitulując. A było przed czym, bo wypad choć się nie zapowiadał był owocny. Ostatecznie wyjechałyśmy na Skrzyczne od strony Soliska, przez Małe Skrzyczne. Potem obrałyśmy za cel Biały Krzyż odpuszczając Malinowską Skałę uznałyśmy że spróbujemy czegoś co wyglądało jak trawers. Jednak okazało się zjazdem skazańców :) i zmusiło nas do podjechania do czerwonego szlaku na Bały Krzyż, ale było warto. Potem, mając na względzie wieczorne manewry, bez ociągania ruszyłyśmy w kierunku Karkoszczonki. Moja towarzyszka odkryła 'singiel' na końcu/początku czerwonego szlaku i jest nim zachwycona. Potem już klasycznie przez pola do domu. Wyszła mocna (jak na nas) trasa, oby tak dalej. :) 



Kategoria Koło domu, Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 45.00 km
W terenie: 20.00 km
Czas jazdy: 04:30 h
Prędkość śr.: 10.00 km/h:
Pr. maks.: 30.00 km/h
Temperatura: 30.0 st. C
Suma podjazdów: 1300 m
Na rowerze: SJumper 29

Garda 2015; dzień 5, Monte Baldo bis

Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 07.08.2015 | Komentarze 3


Jak Doktor zapowiadał, postanowił odpocząć (ten typ tak ma :), ale  i tak się długo trzymał. Oznaczało to, że nasi towarzysze byli skazani na wyłącznie moje towarzystwo... na ich szczęście to towarzystwo sobie dozowali, czekając na mnie na 'ciekawszych' zakrętach. 
Poprzednia trasa tak się wszystkim podobała, że postanowiliśmy skusić się na kolejną w tym terenie, proponowaną przez przewodnik (nie ma co, przewodnik się przydawał, a nauczeni doświadczeniem na wszelki wypadek woziliśmy go karnie ze sobą). Na wyprawę ruszyliśmy z Rivy do Nago i dalej klasycznie asfaltem na Monte Baldo, z tą różnicą, że w połowie podjazdu, który Panowie pokonali już raz dzień wcześniej, odbiliśmy na szutrową drogę trawersując masyw. Patrząc z dołu na Monte Baldo, nic nie zapowiadało by były tam jakieś ścieżki/drogi. Zgodnie z przewodnikiem miało być singlowo i trudno - i tak też było. Zjazd piękny, chociaż musiałam się zdrowo nakombinować, popodpierać i takie tam. Panowie, jak to Panowie sprawnie pokonywali zjazd - chociaż chyba gleba jakaś była ;), a i było co zjeżdżać. W sumie 1000 metrów w pionie, w dół kamienistym, usianym kamlotami szlakiem, gdzie wszystko chce uciec spod kółek, w szczególności moich :) Niemniej jednak udało się dotrzeć do jego końca, praktycznie nad samo jezioro. Potem kilkanaście kilometrów,  główną,
niestety, nadgardeńską szosą z atrakcją w postaci ciemnych tuneli i mijających nas samochodów. Na szczęści obyło się bez ofiar. Zawezwany Doktor stawił się karnie na plaży, gdzie dołączył do towarzystwa na plażowanie. Było grubo i jak to mawiają zacnie. Na wieczór uzgodniliśmy wspólną kolację, by pochłonąć zapasy prowiantu. 
D.



Kategoria Daleko, Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 90.00 km
W terenie: 50.00 km
Czas jazdy: 05:20 h
Prędkość śr.: 16.88 km/h:
Pr. maks.: 0.00 km/h
Temperatura: 22.0 st. C
Suma podjazdów: 400 m
Na rowerze: Giant Anthem 2

tour de ... Tuchola

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 01.09.2014 | Komentarze 0


Cóż można robić podczas seminarium karateckiego SGI? Otóż w najlepsze można eksplorować okolicę w najfajniejszy ze sposobów czyli na rowerze. A ta była całkiem sprzyjająca, gdyż były to mi kompletnie nie znane Bory Tucholskie. Zamierzenie spędzenia całego dnia pedałując po okolicznych ostępach zostało w pełni zrealizowane. Po nocnym rajdzie nowymi, jeszcze nie płatnymi autostradami (tak, to o naszym pięknym kraju!), dotarliśmy do Tucholi, gdzie nastąpiło rozejście się do zajęć w podgrupach. Doktor na mordobicie a ja w teren. Plan trasy był na bieżąco aktualizowany po dotarciu do kolejno wyznaczonych celów. Jednakże wrażenia całkiem ciekawe.
Na przestrzeni kilku godzin nie spotkałam, żadnego rowerzysty (a podobno tyle osób jeździ w Bory jeździć), w zasadzie kogokolwiek spotkać było trudno. Zabawę rozpoczęłam żółtym pieszym z Tucholi. No i cóż, tu nastąpiło pierwsze zaskoczenie: momentami szklaku nie było. A było przedzieranie się przez zarośla leśne, ustępowanie drogi przebiegającym jeleniom, które moje niegramotne zamotanie się z rowerem wypłoszyło ze spokojnych żerowisk (gdzie zapewne nikt im nie przeszkadza) powiązane z szukaniem szlaku na mapie papierowej i gpsowej - żadna nie była idealna, na każdej czegoś brakowało. W ten sposób dotarłam do jeziora. Szpitalnego, Piły Młyn i Brdy - która to rzeczka jest bardzo urokliwa. Potem za cel obrałam Cekcyn, uparcie dążąc do niego żółtym szklakiem. Po drodze napotkałam przefajne miejscówki - jak jezioro Mały a potem jezioro Cekcynskie - gdzie były .....raki!. Końcówkę żółtego przed Cekcynem odpuściłam na poczet szutrówki bo musiałabym zabrać ze sobą maczetę wraz panem Maczetą :). Potem wariacje czarnym rowerowym w okolice J. Suchom, Rezerwatu Cisów Jelenia Góra - a jakże, zamkniętego :), do miejscowości Zdroje -gdzie postanowiłam już nie dowierzać pieszym szlakom, które jak wynikało z mapy biegły sobie niekonieczne jakimiś duktami. Generalnie było pewnym, że będą tam chaszcze... szkoda bo dopiero tam była by zabawa. Tak dotarłam do miejscowości Tleń, gdzie w końcu pojawili się jacyś autochtoni, turistas i śmieciory nad brzegiem jezior - ech cywilizacja :)
Spotkanie ludzi po kilku dobrych godzinach samotności to całkiem miła odmiana. Dalej powrót asfaltem do Tucholi. Podsumowując genialna okolica żeby po prostu jeździć, tak zupełnie bez celu. Entuzjastów szos i tym podobnych wynalazków informuję o sporej ilości nowych nawierzchni z Funduszy, po których (używając miary województwa śląskiego) nikt nie jeździ. Zatem można przemierzać kilometry bez skrępowania :)  Jak dla mnie super odmiana  i jak będzie taka możliwość to ponownie zamelduję się w Tucholi z rowerkiem - tylko jeszcze nie wiem jakim :)


Kategoria Daleko, Trasy


DANE WYJAZDU:


Dystans: 32.00 km
W terenie: 31.00 km
Czas jazdy: 03:40 h
Prędkość śr.: 8.73 km/h:
Pr. maks.: 40.00 km/h
Temperatura: 32.0 st. C
Suma podjazdów: 1300 m
Na rowerze: SJumper 29

Błatnia po Alpach

Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 0


Z Bystrej na Klimczok, na Błatnią, na Dębowiec, do Bystrej. To moja ulubiona okoliczne trasa. Zjazd z Błatniej do Wapienicy trochę się już wyprostował, ale przy odrobinie dekoncentracji przeleciałem przez kierownicę. Kiedy ją prostowałem poparzyłem się o gorącą tarczę hamulca... oferma. Fajnie tam jest.





Kategoria Koło domu, Trasy